Na ciężkim kacu człowiekowi przypominają się różne sprawy. Mi przypomniał się pomysł, który zapewne zaboli wszystkich naszych rodaków na obczyźnie. Otóż nie widzę powodu by prawo wyborcze posiadał ktoś, kto w okresie kadencji poprzedzającej wybory nie spędził przynajmniej 6 miesiecy w kraju. Osoba taka ma takie samo pojęcie o sytuacji w Polsce jak na Madagaskarze, więc nie rozumiem dlaczego może ona decydować o przyszłości Polaków, którzy w kraju siedzieć chcą bądź muszą.
Wiadomym jest też, że na polityczne zamiłowania naszych emigrantów mają jak nic wpływ media, gdyż tylko z nich czerpią oni zwykle wiedzę o tym co w trawie piszczy.
Aby nie było nieporozumień, nie zależy mi na tym by siłą ściągać do kraju ludzi, którzy nie chcą w nim mieszkać. Mobilność siły roboczej to nie przekleństwo, jak wmawiają nam niektórzy socjaliści, tylko dowód na dojrzałość rynku pracy. Ale jeśli ktoś na co dzień żyje w innej rzeczywistości niż większość rodaków, to jego poglądy odznaczają się wpływem, że się tak wyrażę, bezpieczniejszej pozycji.
W czym rzecz? To trochę tak jak z politykami, którzy zarabiając kilkanaście tysięcy miesięcznie nie mają zielonego pojęcia o tym jak żyje przeciętny Kowalski, ale decydują o jego życiu (i tu niestety niewiele możemy zrobić...).
Pozdrowienia dla emigrantów, odwiedźcie nas kiedyś ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz